sobota, 2 kwietnia 2016

Jak w zegarku, czyli szwajcarska czekolada


Od dziecka uwielbiam podróżować, razem z rodzicami zwiedziłam wiele krajów. Żadne przerwy w nauce nie obejdą się bez bliższej czy dalszej wycieczki. Od kilku lat uczę się w szkołach dwujęzycznych - po polsku i po niemiecku, więc język był głównym kryterium wyboru tegorocznego celu podróży. Szwajcaria - Jeden z najbogatszych i najdroższych krajów Europy. Tatuś i jego prawie-dorosła córeczka, razem, na tydzień.
Żeby zaoszczędzić trochę franków na zakwaterowanie - nocleg mieliśmy u znajomych. Wylądowaliśmy na lotnisku u Zurychu, ale prosto z niego zostaliśmy przewiezieni to Telfs - miasteczka, niedaleko Innsbrucka, w regionie Tyrol w zachodniej Austrii. Był luty, późna godzina, a my byliśmy męczeni podróżą, więc położyliśmy się spać. Następnego dnia była piękna pogoda i czyste niebo, a naszym oczom ukazały się imponujące góry. W ramach rekreacji wybrałam się z tatą na trasę... Taka rekreacja, że przez przypadek zgubiliśmy właściwą ścieżkę i bez przygotowania ani sprzętu wspięliśmy się na 1200 m n.p.m. Po powrocie do mieszkania, pojechaliśmy zwiedzić najbliższe duże miasto, stolicę kraju związkowego - Innsbruck. Malownicze miasto otoczone pięknie ośnieżonymi, wyłaniającymi się z każdej strony szczytami Alp. Jest to w dużym stopniu miasteczko studenckie, którego życie tętni nad brzegami rzeki Inn, ale Starówka jest połączeniem architektury wielu stylów, a na każdym kroku można poszerzyć wiedzę z zakresu historii.
Po wspaniałym weekendzie w kraju ekologów i wszechobecnego porządku - powróciliśmy do sedna naszej wyprawy - Zurychu. Mieszkaliśmy w “sypialni” miasta, wiec dotarcie do centrum piechotą trochę nam zajęło. Wybraliśmy drogę szlakiem górskim. Z daleka odcinek ten wyglądał na kilka minut spacerku, lecz w rzeczywistości było to kilka godzin. A nasze nogi cały czas były obolałe po spacerku na Strassberg. Dotarliśmy do punktu widokowego, a z niego już dojechaliśmy do centrum kolejką. Najważniejsze przed nami, to, po co przyjechaliśmy - stolica kantonu i najpopularniejsze miasto Szwajcarii. W punkcie informacji turystycznej dostaliśmy mapę i wyznaczyliśmy konkretną trasę zwiedzania najważniejszych zabytków, jak dworzec, kościół Św. Piotra, Grossmünster, opera, ratusz, uniwersytet. Największą atrakcją był obiad i kawa nad brzegiem jeziora zuryskiego z malowniczym widokiem gór stykających się z taflą wody i oświetlanym popołudniowym słońcem. To nie był koniec. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do umówionej kolacji w domu z serowym fondue ze szwajcarskich wyrobów, więc spontanicznie wsiedliśmy w pociąg i pojechaliśmy do Rapperswil. Jest to małe opustoszałe miasteczko niedaleko Zurychu ze wspaniałą zabytkową architekturą pochodzącą z XIII wieku, a na zamku - znajduje się Muzeum Narodowe Polskie, założone w 1870 roku w celu zabezpieczenia polskich zabytków i propagowania polskich spraw. W najwyższej komnacie w najwyższej wieży - żartowałam:-) - muzeum jest bardzo łatwe do znalezienia, tuż przy wejściu do zamku. Niestety było już zamknięte, a my musieliśmy wracać na kolację.
W następnych dniach nie mieliśmy już tyle siły, co na początku, wiec plan dnia był mniej napięty. Wybraliśmy się na uroczy spacer uliczkami Zurychu, zwieńczający zwiedzanie tego miasta. Odkryliśmy, ze mieszkał tu Józef Piłsudski, Włodzimierz Lenin oraz studiował Albert Einstein. Gdy zakwasy z austriackich gór trochę minęły, wybraliśmy się na szwajcarski szlak. Ostatni dzień w Szwajcarii poświęciliśmy na wyjazd do Lozanny. To już francuskojęzyczna cześć kraju, wiec dogadanie się nie było już takie proste. Nawet architektonicznie przypomina małe miasteczko we Francji. Tradycji rodzinnej musiało stać się zadość, wiec oprócz zwiedzania pięknej katedry, znajdującej się na wzgórzu, jednej z najstarszych w Europie, należało wejść na wieżę i dach. Po zwiedzaniu mieliśmy sporo czasu do pociągu powrotnego, więc spontanicznie wybraliśmy się jeszcze na wycieczkę do Montreux - cichego azylu zespołu rockowego Queen (którego z tatą jesteśmy fanami) oraz miejsca ostatnich dni i śmierci ich wokalisty - Freddiego Mercurego. 
Tym miłym akcentem zakończyliśmy tydzień taty z dorastającą córką, pełnego miłości, rozmów, zdobywania wiedzy i wspólnego spędzania czasu (do późnej nocy oglądaliśmy razem “Breaking Bad”).
Ciekawostki
  • w Austrii i Szwajcarii sąsiedzi donoszą na siebie nawzajem, gdy ci nie segregują śmieci i są od nich egzekwowane kary finansowe
  • W obu krajach jest tak czysta woda, że nie kupuje się butelkowanych, lecz pije się prosto z kranu, ponieważ jest zdrowsza i lepsza 
  • W Szwajcarii za zbyt szybką jazdę samochodem delikwent kierowany jest na badania psychiatryczne (czy wszystko z nim w porządku), jeśli jest zdrowy trafia przed sąd
  • Jeśli w azjatyckiej restauracji w Innsbrucku jest napisane “jedz ile chcesz”, to nie jedz - oni nie są przyzwyczajeni do Polaków, którzy będą siedzieli i cały czas jedli (chyba więcej nie zostaną wpuszczeni)








1 komentarz:

  1. Cudna Szwajcaria i świetna relacja ! Czytając przeniosłam się w te wszystkie miejsca, które pięknie uwieczniłaś na zdjęciach. W Szwajcarii byłam bardzo dawno, jako nastolatka jeszcze i kiedyś na pewno tam wrócę.
    Tytuł posta genialny , zachciało mi się gorącej czekolady :()
    Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń